Imagine 4.


Weszłyśmy na stadion w Berlinie.
- Nie uważasz, że to niesamowite, że zaraz ich zobaczymy ? - Powiedziałam do Julki.
- Ala, nawet jeśli ich zobaczymy to nas nie zapamiętają.
- Który dzisiaj jest ?
- Trzeci czerwca, a co ?
- To. - Wskazałam na rulon papieru który trzymałam w rękach.
- Właśnie, zapomniałam się zapytać. Co to jest ? - Wzięłam plakat i rozwinęłam go. Widniał na nim wielki napis ' Alles gute zum Geburstag Mario ' - Ty jesteś pierdolnięta albo coś. - powiedziała Jul, siadając na miejscu. Ja w tym czasie przymocowałam plakat tuż przed nami. - Jak ktoś mnie tu z tobą zobaczy, to moja dobra reputacja legnie w gruzach. Rozumiesz ? KONIEC Z NIĄ !
- To ty masz dobrą reputację ? Takiego suchara to by się nawet Strasburger nie powstydził. - Powiedziałam i usiadłam koło niej z wielkim uśmiechem na twarzy, cały czas podskakując na miejscu.
- A weź się odwal. - Przesłałam jej buziaczka. - Tak ogólnie. w tych butach to się czasem nie zabijesz ? - Julia spojrzała na mój strój. No przepraszam bardzo jak ma się 160 cm wzrostu to tak trzeba. Jak ona ma 175 to może się tak ubrać. Nagle jakiś gościu zaczął gadać coś po niemiecku.
- Czy on myśli, że ja rozumiem to co mówi ? Chyba go coś boli. - Popukałam się w głowę. Na jego szczęście powtórzył to samo tylko po angielsku, że drużyna rozpocznie trening kilkoma okrążeniami dookoła stadionu. Oczy mi się zaświeciły.
- Julie sikam ! Oni zaraz się tam pojawią. - Wskazałam ręką korytarz obok nas. Ona tylko strzeliła biczfejsa godnego samego Villi. I wyszli. Ale jak ! Na początek bramkarze. Szybko wyjęłam z torebki nuttelę  i zaczęłam ją machać. Manuel kiedy to zobaczył zaśmiał się.
- Miałeś tu podejść głupku po to. – Wymruczałam pod nosem. Później, Mats rzucił mojemu słoikowi tęskne spojrzenie. Ale nie podszedł, no nic. Później ją dostanie. Na końcu szli upragnieni Mario i Mario. To znaczy ten drugi był Julii. Kiedy przechodzili koło nas wyrwał mi się zduszony pisk i gdyby nie J to bym zemdlała.
- Opanuj się ! – Powiedziała, a ja podeszłam do barierki i oglądałam jak biegali. Nagle Bastian zauważył mój plakat i dołączył do Maria po czym, nie zbyt delikatnie, trzepnął go w ramię. Widziałam jak na twarz tego drugiego wpełza uśmiech i pokazuje mi uniesiony to góry kciuk, przez co musiałam sobie usiąść.
- Chyba jestem w niebie.
-  Ja też. -  Dodała Jul po pięciu minutach. – Klata Maria jest niesamowita. – Momentalnie wstałam.  Jak to oni ćwiczą bez koszulek ? O matko, oni są bez koszulek ! Ogarniacie to ? Piękne umięśnione torsy.  Wzięłam aparat i zaczęłam robić milion zdjęć. Nie mogłam się najeść tym widokiem.  Gdy byłam już oswojona z myślą ,że mój bóg jest bez koszulki bramkarze zdjęli swoje koszulki. Przez co poczułam ,że kolana mi zmiękły.
- Oni chcą mojej śmierci. Już widzę ten nagrobek. „Umarła przez to, że piłkarze przy niej ściągnęli koszulki” . – Zaśmiałam się sama z siebie i usiadłam. Wzięłam mój zeszyt z flagą Niemiecką na okładce w którym miałam zdjęcie każdej osoby w reprezentacji niemieckiej i jakoś z nią związanych. Aktualnie miałam podpisy Poldiego i Klose no i kilku WAG’s. Spojrzałam w lewo i pociągnęłam za sobą Julie wstając po autografy trenerów i menagera reprezentacji.  Tak to jest piękny dzień.  Potem chłopcy ćwiczyli w koszulkach, co nie było już tak ekscytujące jak trenowanie bez. Stałam sobie przy barierce i oglądałam ich ćwiczenia słuchając płyty James’a Morrisona. Akurat gdy skończyłam słuchać Undiscovered Jula mnie trzepnęła. Gościu mówił ,że teraz będą strzelać do bramek. A jako pierwszy na bramce miał stanąć Manuel. Gdy Mario strzelił podbiegł do miejsca w którym stałam i ściągnął koszulkę po czym rzucił ją mi. I do tego puścił mi oczko. Potem Gomez zrobił to samo. No prawie, bo koszulkę dostała Julia. Dzisiaj jest chyba dzień dobroci dla zwierząt, albo jakieś święto. No w sumie jest. W końcu mój ukochany piłkarz ma urodziny. A właśnie, trening już się niestety skończył. 
- I co ? Idziemy wziąć od chłopaków autografy.
- No raczej ! – Powiedziałam do niej zbierając plakat.
- Jak myślisz, co będą mówić gdy zobaczą twój tatuaż. 
- Który ?
- No ten na nadgarstku. Piłkę. 
- Aaa, myślałam ,że Be Strong albo znaczek Ying & Yang. Nie mówiąc o M. – Co oznaczało M ? Oczywiście ,że Mario. Ale nie był ten tatuaż widoczny, bo mam go na karku, idealnie przykryty włosami, no chyba ,że mam wysoki kok. Ale nigdy jeszcze go nie miałam. Wzięłam swój zeszycik i podałam piłkarzom do podpisania. Później podeszłam do Mats’a Hummels’a i mu go podałam. Ten uważnie na mnie patrzył, aż nagle uśmiechnął się szeroko.
- Ty miałaś nutelle ! 
- Tak to byłam ja. – Roześmiałam się. Wzięłam z torebki słoik i mu go wręczyłam.
- Dziękuję ! – Patrzył na słoik jak na rzecz która mogłaby ocalić mu życie. Podpisał się w zeszyciku a jako dedykację napisał : „Dla wybawczyni”. Lol. Potem podeszłam do Manuel’a
- O Nutellowa dziewczyna ! – Powiedział na mój widok. Podpisał mi się w zeszyciku i zrobił sobie zdjęcie ze mną całując mnie w policzek. Ja jestem chyba w niebie. A potem poszłam do Maria. Wzięłam głęboki oddech.
- O hej. - Uśmiechnął się. – Mam pytanie. Mógłbym wziąć ten plakat ?
- Jasne ! – Dziwiłam się sobie, że jeszcze normalnie mu odpowiadam i nie umarłam. Goetze wziął mój zeszycik i w nim pisał, chyba poemat. Potem gdy skończył pisać ,wzięłam od niego zeszycik i drżącymi rękami podałam mu plakat. Gdy zmierzałam w stronę Julie potknęłam się i zaliczyłabym bliskie spotkanie z ziemią, gdyby nie mocne ręce kogoś. Te ręce złapały mnie w pasie i postawiły.
- Dzię… - Urwałam gdy zobaczyłam ,że to Manuel mnie podniósł. - …kuje. – Skończyłam.
- Nie ma za co. – Uśmiechnął się do mnie i ruszył do szatni, a ja z palpitacjami serca poszłam do Juli.
- Najlepszy dzień życia.
- Zdecydowanie. I co masz w ogóle wszystkie autografy ?
- No tak. – Przeglądałam zeszyt kiedy zobaczyłam, że oprócz podpisu Mario coś jeszcze mi napisał. To był jego numer !!! – Julie ratuj ! – Wyszeptałam, a ona spojrzała się na mnie z miną łatafak. – Patrz to jest numer Goetzhino !
- Okej, może Mario dał mi jeszcze swój ? – Spytała się mnie unosząc brew. A ja z uśmiechem na ustach pokiwałam głową. 
- Sprawdź ! – Zachęciłam ją.
- O kurwa. – Powiedziała po chwili.
- Powiedz, że ja nie mam kiedyś racji, to masz wpierdol. – Złapałyśmy się za ręce i zaczęłyśmy skakać jak oszalałe po czym rozglądnęłyśmy się dookoła z poker face’ami i jakby nigdy nic ruszyłyśmy do auta. Julie prowadziła, ale po chwili znudziła mi się jej jazda. 
- Zatrzymaj się. – Julia przyzwyczajona do moich fanaberii zatrzymała samochód. – Teraz ja poprowadzę. – Zmieniłam szpilki na converse i szybko ruszyłam na miejsce kierowcy. Ruszyłam z piskiem opon i jak to ja nie prowadziłam spokojnie, cały czas wyprzedzałam. Po chwili dojechałam do Mercedesa A klasy. Nie wiedziałam jak można jeździć srebrnym autem. Po prostu nienawidzę srebrnych aut, prawie tak bardzo jak białych. Kiedy wzięłam się za wyprzedzanie i zobaczyłam kto siedzi na miejscu kierowcy wybuchnę łam śmiechem. Docisnęłam pedał gazu i chwilę potem byłyśmy przed hotelem. Zaparkowałam i poszłyśmy do hotelu. – Ja pierdole, idę się odstawić i wychodzę do klubu, bo potrzebna mi jest rozrywka. – Powiedziawszy to rozwaliłam się na kanapie.
- Dzisiaj będzie święto. Dołączam do ciebie.
- Lovely ! 
- Może nawet spotkamy chłopaków.
- Chyba śnisz, to by było za dużo szczęścia.
- No ale ty masz chyba jakieś niebywałe szczęście.
- W sumie, gdyby nie ono już byłabym martwa. Po ostatnim razie mam tylko tą oto bliznę. – Wskazałam na długą kreskę ciągnącą się przez całe przedramię. 
- Szczęsny ma podobną.
- Wiem, widziałam. Chodźmy się lepiej przygotować. 

~*następnego dnia ,oczami Julie*~

Zwlokłam się z łóżka i na czworaka doczołgałam się do toalety. Zwróciłam chyba cały alkohol. Potem wróciłam do pokoju.
- I co kac jest ? – W drzwiach stała już ubrana Ala.
- Co się wczoraj działo, bo nic nie pamiętam ?
- Fajnie było. Jak się dorwałaś do wódki, to szła butelka za butelką. Chodź, zrobiłam ci śniadanie i miksturkę na kaca, oraz na inne dolegliwości.
- A co potem ?
- Pójdziemy sobie pośpiewać. – Powiedziała z uśmiechem na ryjcu.
- A co jeśli, przypuszczalnie, zostaniesz dziewczyną Maria ?
- To wtedy będę jemu śpiewać. 
- No chyba raczej jęczeć. – Dostałam za to po głowie. – NO CO ?! A nie jęczysz codziennie jak to fajnie mieć chłopaka ?
- Możesz nie wściubiać nosa w nie swoje łóżko ?
- Hahaha ! Ja się już zaczynam bać co wy z Mario możecie zrobić.
- Pamiętaj, że Niemcy są u mnie na drugim miejscu. Na pierwszym są cudni Hiszpanie.
- No, no, no pierdol, pierdol ja posłucham. Wiem, że spałaś z – Tutaj zaczęłam wyliczać na palcach. – Matsem Hummelsem, Neymarem, Wojtkiem Szczęsnym. Chyba nikogo nie pominęłam. 
- Jordi Alba jeszcze. Dlatego to Hiszpanie są na pierwszym miejscu. Musiałam mieć jakieś doświadczenie. Czyż nie ?!

*NASTĘPNEGO DNIA oczami Alicjii*

- Wstawaj śpiochu ! W grobie spać będziesz ! A teraz ruchy, bo za trzy godziny mamy być na lotnisku ! – Darła mi się nad uchem Julie.
- Ja pierdole, daj mi spać, ja trzy godziny jedynie byłam w mojej pięknej krainie snów 
- Czy ja o czymś nie wiem ?? 
- Jak. Ja. Wyglądam ?! - Powiedziałam stając przed lustrem. - Zombie by się mnie przestraszyło. Zabije. Zabije i ukręcę mu łeb.
- Kto będzie tym szczęśliwcem ?
- Mario, pisaliśmy do trzeciej. Dobra idź się ogarnij. Ja też lepiej do zrobię. - Jeszcze raz ze strachem w oczach popatrzyłam się do lustra, po czym poszłam do łazienki. Umyłam twarz, nałożyłam korektor pod oczy i się umalowałam. Ubrałam się i spakowałam kilka rzeczy do walizki. - Julka, ja jestem już gotowa a ty ?
- No już tylko spakuję rzeczy. - Dopakowała do mojej walizeczki swoje graty, zapięłyśmy ją i wyszłyśmy. Gdy dojechałyśmy na lotnisko było za dziesięć dziesiąta. Zapaliłam porannego papierosa, a Julie wywróciła oczyma, po czym poszła po kawę. Dopaliłam szluga, wypiłam kawę i akurat przyjechali chłopcy. Przywitaliśmy się z Mario pocałunkiem w policzek. Po wczorajszej rozmowie, wiem chyba o nim wszystko.
- Czyli kierunek Sewilla ? - Powiedziałam, oczyma wyobraźni widząc nas w Isla Magica (dop.aut. Wieeeeelki park rozrywki w Sewilli.) Podczas lotu głównie byłyśmy zajęte rozmową z chłopakami, kiedy wyszliśmy z terminalu zapaliłam papierosa i porządnie się nim zaciągnęłam. Usiadłam na krawężniku i spojrzałam na otoczenie dookoła mnie, wydmuchałam dym, a po moim policzku spłynęła pojedyńcza łza, ale była to łza szczęścia. Mario usiadł koło mnie.
- Czemu płaczesz ?
- Bo jestem szczęśliwa ?
- A czemu jesteś szczęśliwa ?
- Bo jesteś obok mnie, bo moje marzenia się spełniają. - On mnie objął ramieniem. Czułam się niesamowicie 
- Chodź kochanie, Musimy iść, bo trzeba w hotelu rzeczy zostawić.

~*12 godzin później*~

Po pobycie w parku rozrywki zdecydowaliśmy się na spacer po mieście w którym urodził się mój ulubiony zawodnik reprezentacji Hiszpanii, jestem ubrana w bluzę Maria, ponieważ wszystko co mam na sobie jest mokre.
- Chodź tu. - Mario mnie przyciągnął do siebie, a ja się roześmiałam. Miałam plan popływać w fontannie, jednakże Goetze stał przeszkodą na drodze do spełnienia mojego szalonego pomysłu. Julia i Gomez szli objęci i gadali, a my zachowywaliśmy się jak dzieci. Przytuliłam się do chłopaka, przez co zmoczyłam mu koszulkę. Zaczęłam nieopanowanie chichotać, na co on się pochylił i mnie pocałował. Przygryzłam wargę, po czym pocałowałam go jeszcze raz szybko w usta, zostawiając mu w rękach jego bluzę, przy fontannie zdjęłam buty i szybko wskoczyłam do niej.
- Jesteś szalona. - Powiedział Mario i podał mi rękę, aby łatwiej było mi wyjść z mojego 'basenu'. Ubrałam buty i jego bluzę, po czym ruszyliśmy do hotelu. Ja cała przemoczona, ale szczęśliwa. Kiedy weszliśmy do naszego apartamentu weszłam prosto pod prysznic. Umyłam się i rozczesałam włosy, po czym je podsuszyłam. Ubrałam się w piżamę, za którą robiła mi koszulką Borussi z numerem 10 i bokserki. Położyłam się na łóżku i przeciągnęłam, następnie dosuszyłam włosy i je uczesałam w koczek na czubku głowy. Julka kiedy wyszła, poszła prosto do salonu. Ja tylko sprawdziłam coś na komórce, po czym poszłam za nią. W pokoju okazało się, iż jest tylko dwuosobowa kanapa i fotel, na którym siedział Mario.
- Chodź, będziesz mi siedzieć na kolanach.
- Ludzie, tylko nie horror. - Powiedziałam, kiedy zobaczyłam czołówkę filmu.
- Oj tam, jak się będziesz bać, to możesz się przytulić. - Poruszył zabawnie brwiami.
- To ja już się boję. - I wtuliłam się w niego, w połowie filmu zasnęłam.
Obudziłam się i przetarłam oczy. Obok mnie spał Mario, strasznie słodko wyglądał. Taki aniołek. Wzięłam strój i poszłam do łazienki. Odświeżyłam się, uczesałam, umalowałam i ubrałam. Kiedy wyszłam z łazienki Mario już nie spał, ba stał i ścielił łóżko, wspominałam, iż był w samych bokserkach ? Nie ? No to powiem wam, iż klatę miał taką, że zamiatałam szczęką podłogę. 
- Dzień dobry aniele. - Zachichotałam, na to jak mnie nazwał, wcale nie dlatego, iż sama tak go nazwałam.
- Hej. - Pocałowaliśmy się. Potem ja wyszłam na balkon zapalić, a chwilę potem dołączył do mnie już ubrany Mario. Pocałował mnie w szyję.- Jesteś niewyżyty.
- Przez to, że całuję cię w szyję ? - Spytał z miną zbitego psiaczka.
- Tak. - Zaśmiałam się i weszłam do pokoju. Spakowaliśmy wszyscy swoje rzeczy, zapłaciliśmy za hotel, to znaczy chłopcy to zrobili, i pojechaliśmy na lotnisko. Kiedy wychodziliśmy z terminalu trzeba było się pożegnać.
- To pa. - Uśmiechnęłam się do Mario, po czym go przytuliłam. Nie było stać mnie na nic więcej, ponieważ czułam, że to mnie rozwali psychicznie.
- Pa. - Też się do mnie uśmiechnął. Wzięłam walizkę i poszłam z Julką do wyjścia. Zapewne teraz kontakt się zerwie. Zaczęłam płakać. - ALICJA ! Czekaj !
- Tak ? - Odwróciłam się zapłakana.
- Te dwa ostatnie dni były najlepszymi w moim życiu i nie chcę tego wszystkiego tak kończyć. Nie chcę żebyś była przeszłością. Chce żebyś była teraźniejszością i przyszłością.
- Ja też tego chcę. - Nasze słowa przypieczętowaliśmy pocałunkiem. Gomez chwilę się na to wszystko patrzył po czym podszedł do Julii, przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował.
- Kocham cię Julka. Kocham mimo, że znam cię tak krótko. - Z fajnym akcentem powiedział jej imię. 
- Ja ciebie też. - Pocałowali się jeszcze raz. Zaśmiałam się, a Mario mnie objął i tak wszyscy szczęśliwi i zakochani opuściliśmy Berlińskie lotnisko.

~*10 LAT PÓŹNIEJ*~

 Z uśmiechem na ustach patrzyłam jak mój mąż z jego reprezentacją po raz kolejny zostają mistrzami świata. Mimo, iż Mario ma już 30 lat nadal gra w piłkę. Spojrzałam się na dwójkę moich dzieci, dziewięcioletniego Thomas'a i siedmioletnią Lily, po czym spojrzałam na mój brzuch. Byłam w piątym miesiącu ciąży. Mały Mario Jr ścisnął moją dłoń.
- Ciociu kiedy wrócimy domu ? -  Julka z Mari'em musieli zostać w domu, bo mają dwu miesięczne bliźniaki i woleli ich nie zostawiać, a Mario chciał strasznie iść na finał, więc go zabrałam. W końcu był tylko rok młodszy od Lily.
- Za chwilę kochanie. Wujek odbierze puchar i już jedziemy do domku. Nie mogłam uwierzyć, że dziesięć lat temu, na tym stadionie wszystko się zaczęło. Można nie wierzyć w przeznaczenie, ale to chyba było ono. - Zeszłam na murawę z dziećmi
- Jestem tak dumna. - Powiedziałam, kiedy Mario podszedł do mnie.
- Bez ciebie nie byłoby to możliwe. Dziękuję za to magiczne dziesięć lat i oby ono trwało jak najdłużej.
- Jak najdłużej. - I nasze usta złączyły się w pocałunku. Coś czuję, że na ta noc dowalimy Gomez'om nasze dzieci.

MARIO


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz